Agencja Pracy Twórczej
„NoomeR"

Pan Book - Jedyne wyjście

Mija właśnie miesiąc od wznowienia powieści Ryszarda Ćwirleja Jedyne wyjście. Tłumacząc się z czterotygodniowej zwłoki sympatycznej pani Katarzynie z Wydawnictwa MUZA, które sprezentowało mi recenzencki egzemplarz powieści, będę odwoływał się do starego przysłowia, że co nagle to po diable albo że jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy, a niektóre rzeczy najlepiej smakują na zimno. Ot, na ten przykład dobre piwo, albo zemsta. Zemsta chyba nawet bardziej.

Faktem jest, że czerpiąc natchnienie z dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa, które mimo zaklęć różnokolorowych ideologów ukształtowało nasz system wartości w stopniu większym niż cokolwiek innego, powinniśmy o zemście nie myśleć wcale, albo wyrzec się jej, nadstawiając drugi policzek. Jednak faktem jest również to, żeśmy grzeszni, słabi i mało odporni na pokusy, a starotestamentowe oko za oko przemawia do nas bardziej niż jedenaste przykazanie, by kochać bliźniego swego jak siebie samego. Niektórym bohaterom powieści Jedyne wyjście również zdecydowanie bliższa jest ta pierwsza postawa, tak jakby zapomnieli, że w Biblii chodzi jednak o sprawiedliwość, a nie o samą zemstę. 

I to właśnie zemsta jest kołem zamachowym jednego z wątków powieści, który rozpoczyna się od porwania nastoletniego syna lokalnego przedsiębiorcy. Wiele lat wcześniej ów biznesmen zaangażowany był w przedsięwzięcia, po których zostały mu znaczne środki finansowe oraz umiejętności i znajomości, pozwalające na nad wyraz skuteczną egzekucję należności od kontrahentów. Nie nawykł do bezczynności i nie zamierzał czekać na efekty działań policji.

Ta skierowała do sprawy porwania podinspektora Mariusza Blaszkowskiego z Komendy Wojewódzkiej w Poznaniu. Trochę przypadkiem, ale bardziej dzięki swej spostrzegawczości i bystrości umysłu, w samym środku operacji specjalsów z „wojewódzkiej” znalazła się młoda funkcjonariuszka Aneta z posterunku w podpoznańskich Dusznikach. Równolegle prowadzi półprywatne śledztwo w sprawie zniknięcia młodej matki, dawno nie widzianej koleżanki z czasów liceum, a przy okazji uruchamia personalną karuzelę w powiatowych strukturach Policji.

Napisać, że byłem zaskoczony czytając, to jakby nic nie napisać. Byłem i to do potęgi, bo nie trafiłem wcześniej na kryminały Ryszarda Ćwirleja i nie miałem pojęcia czego się spodziewać. Trochę żałuję, z drugiej strony mam teraz sporo lektur do nadrobienia z gwarancją wyśmienitej rozrywki. W pierwszej kolejności sięgnę pewnie po Ostrą jazdę, czyli kontynuację losów sierżant Anety Nowak, ale potem przyjdzie czas na pozostałe powieści. Druga rzecz to miejsce akcji i wynikające z tego konsekwencje w postaci znakomicie nakreślonego tła. Mocno wpisane w otoczenie tzw. miejskie kryminały dawno już zadomowiły się na polskim rynku, ale autorowi udało się coś więcej. Gemela, szkieły, zyle, soczysta wielkopolska gwara i frazy w stylu: Łe jery! Polota se i wróci…, dla mnie – cud, miód i orzeszki. Nadmierna albo nieumiejętna stylizacja może skutecznie pozbawić nas przyjemność czytania, a Ryszard Ćwirlej zrobił w tym zakresie coś, co w mojej opinii zasługuje na najwyższe uznanie. Mam grono znajomych z Pyrlandii i poczułem się, jakbym ich słyszał i widział w konkretnych sytuacjach. Majstersztyk!

Na koniec jedno zastrzeżenie, ale nie do samej książki. Nie potrafię zrozumieć kto i po co umyślił przykleić feministyczną łatkę do tej powieści? Pasjonujący kryminał feministyczny to określenie, które przywodzi mi na myśl jak najgorsze skojarzenia, polityczno-poprawne brednie i propagandowe czytanki z pogranicza feminazizmu. Tu nie trzeba sztucznego pompowania popularności i upychania tej historii po jakichś niszowych wysokospecjalizowanych szufladach gatunkowych. To powieść dla wszystkich, z przebojową dziewczyną w roli głównej, która znakomicie radzi sobie w twardej, niewdzięcznej, policyjnej robocie. Określenie kryminał feministyczny brzmi drętwo i sztucznie. Autor po prostu celnie i nienachalnie opisał procesy zachodzące nie tylko w polskiej policji, ale w służbach mundurowych całego zachodniego świata. Czy to, że kobiety obejmują coraz bardziej eksponowane stanowiska to ma być zwycięstwo feminizmu? Bzdura, to po prostu naturalny efekt coraz wyższych kompetencji i coraz większego odsetka kobiet w zawodach długo uznawanych za tzw. męskie.

A Jedyne wyjście Ryszarda Cwirleja nie udaje niczego więcej poza tym, czym jest, nie aspiruje do rangi Ulissesa ani Drugiej płci. To po prostu kawał soczystego kryminalnego mięcha ze świetną akcją i wyrazistymi bohaterami. Szczerze polecam.

Ryszard Ćwirlej, Jedyne wyjście,  Wydawnictwo Muza, (www.muza.com.pl). Premiera 22 kwietnia 2020. Str. 512.