Agencja Pracy Twórczej
„NoomeR"

Godzina próby

„Krew otrancka, wonna jak mięta i pietruszki ziele, mocna i bujna, co tureckim zbójcom się oparła (…)” to fragment tradycyjnej kołysanki śpiewanej od lat apulijskim dzieciom z prowincji Lecce. Nie wiem o czym śpiewały matki w Otranto w wigilię 28 dnia lipca anno domini 1480. Nie wiem jakich słów i jakich pieśni używały apulijskie matki kołyszące do snu dzieci w ciągu następnych dwóch tygodni. Wiem, że tego dnia w życiu mieszkańców Otranto zmieniło się wszystko i nic już nigdy nie było takie jak przedtem.

W ten piątek 28 lipca, zza horyzontu wynurzyły się żagle tureckiej floty. Ich celem było Brindisi, ale przeciwne wiatry zepchnęły żądnego rewanżu za porażkę na Rodos Gedika Ahmeta Paszę, wprost na Otranto. To co wydarzyło się potem poznajemy z pięciu relacji, pięciu różnych osób. To pięć niezwyczajnych opowieści o zwyczajnych ludziach w ich godzinie próby.

Pięć opowieści ujętych zostało w trzy części. W pierwszej –„ męskiej”, narratorami są rybak Colangelo, który wraz z podobnymi mu sąsiadami, bronił murów twierdzy po ucieczce hiszpańskich najemników, oraz Kapitan Zurlo, dowódca twierdzy z namaszczenia króla Neapolu. Ich godzina próby zastaje z orężem w dłoni. Dla Kapitana to konsekwencja wyboru - robi to do czego gotował się całe życie doskonaląc się w rzemiośle wojennym, ale i dla Colangela to nie tylko kwestia przeznaczenia. Tam – w mieście czekała na niego żona z synkiem.

Część druga – żeńska, to opowieść Idrusy, pięknej kobiety o ciemnych, fioletowych oczach. Wcześnie owdowiała, wiodła życie zawieszone gdzieś pomiędzy wspomnieniami o mężu a całkiem doczesnymi namiętnościami, które towarzyszyły, samotnej, atrakcyjnej młodej kobiecie. Jej godzina próby nadeszła, już po upadku miasta.

Narratorami w trzeciej części są Nachira – jeden z dzielnych obrońców miasta i Aloise de Marco, jeden z tych, którzy je po kilkunastu miesiącach odbili z rąk tureckich. Poznajemy dwie opowieści o męczennikach z Otranto. O Tych „co pogrążeni są we śnie za wątłymi szybami sarkofagów, w katedrze w Otranto.(…) jedni z nich znaleźli drogę ucieczki, inni znaleźli śmierć, a wszyscy na kolanach oddawali cześć swemu Bogu i wszyscy zdumiewali się losem jaki im przypadł”.

To tylko krótka opinia a właściwie streszczenie, taka zachęta jedynie, bo doskonałego wprowadzenia do powieści dokonała sama autorka – mediewistka, profesor Uniwersytetu w Pawii, laureatka wielu nagród literackich. Lektura „Godziny próby” jest jak – żeby użyć słów samej autorki: „otwarcie okna wychodzącego na tajemne odosobnione miejsce”. Niewiele wiedziałem wcześniej o Apulii , niewiele wiedziałem o męczennikach z Otranto. Ta niezwyczajna – prawie poetycka opowieść o ludziach poddanych próbie przez los, o ich wyborach, o ich prostych nieskomplikowanych uczuciach, jest również poniekąd pochwałą zwyczajnej codzienności. Często dopiero poniewczasie zwracamy na nie uwagę, czasem zbyt późno, czasem dopiero wtedy kiedy coś lub ktoś powoduje, że nagle znikają.

Długo po przeczytaniu tej książki nie umiałem jej zamknąć i odłożyć. Wracałem do niej, przekładałem z miejsca na miejsce, kartkowałem, przeglądałem, czytałem fragmenty tekstu… I pozwalałem kłębić się myślom i układać i ścierać… O tej porze w Otranto pewnie znów wieje tramontana a wieczornemu kołysaniu towarzyszą słowa o otranckiej krwi