Agencja Pracy Twórczej
„NoomeR"

Gorączka morska

Po trzech z rzędu książkach o Harrym Hole (Trylogia z Oslo) chciałem odpocząć od Nesbo, od Skandynawii. Pomyślałem „popływam” trochę. Sięgnąłem na półkę z marynistyką i... trafił mi się Norweg mieszkający w Christianii (dawna nazwa Oslo) w domu z widokiem na wzgórze Holmenkollen.
Coś jest w tych potomkach wikingów, w tym co mają do przekazania... Coś co powoduje, że krew krąży szybciej, że myśl podąża tym samym śladem, że rozumiem grające w nich emocje. A Rasmussen to dodatkowo takie moje niespełnione alter ego. Zarażony opowieściami o katamaranach, latających rybach, wyspach pachnących cynamonem, owładnięty marzeniem o prawdziwej męskiej przygodzie, niepozorny – cherubinkowaty wręcz dzieciak w wieku czternastu lat zaciąga się na statek płynący z Norwegii do portów Wschodniej Anglii i daje się ponieść falom.

Nieporadna to momentami opowieść, ale tak bardzo nasączona prawdziwą pasją, namiętnością i chęcią zmierzenia się z sobą, że trudno się od niej oderwać. Przedstawiona w książce żeglarska rzeczywistość pozbawiona jest heroizmu i dętego patosu. Momentami wydaje się wręcz surowa i beznamiętna w opisie codziennych zmagań z żywiołem, realiami życia na zaszczurzonym, śmierdzącym stęchlizną międzypokładzie. Refowanie topmarsli w trakcie grudniowego sztormu na Morzu Północnym to nie żadne bezprzykładne męstwo, a tylko przykład solidnie wykonywanej pracy, tyle że z czającą się gdzieś w głowie świadomością, jak wiele zależy od sprawnego współdziałania z kolegą zawieszonym 30 metrów nad pokładem na przegniłych linkach sztormowych. I ta wspólnota losu ze statkiem, poczucie, że okręt zachowuje się jak żywa istota. I to uczucie towarzyszące żeglarzowi już po kilku dniach pobytu na lądzie. Ta trawiąca trzewia i przenikająca całe ciało „gorączka morska”. Poczucie osaczenia przez otaczające – pozostające w bezruchu - sprzęty, domy, pagórki. I ograniczone pole widzenia, i brak horyzontu, i czekanie na kolejny rejs, bo: (…) każda podróż jest Odyseją i kończy się zdobyciem złotego runa a marynarz i jego okręt stanowią jedno (…).

Każdy, kto choć przez chwilę miał okazję dzierżyć rumpel w dłoni na jakiejkolwiek nawet kałuży, każdy kto choć raz widział wodę na kipach i czuł wiatr na twarzy przy ostrym bajdewindzie, zrozumie to o czym opowiada Rasmussen.