Agencja Pracy Twórczej
„NoomeR"

LC60 Choćby cały stadion gwizdał...

W życiu stajemy przed niełatwymi wyborami. Dokonując ich, szacujemy i oceniamy, co jest dla nas ważne, a co nie jest. Pewnie zdarza nam się rozważać, czy nie warto czegoś poświęcić albo od czegoś odstąpić – po to, aby być skutecznym, lubianym, fajnym. Albo po prostu mieć święty spokój.

Czy we współczesnym świecie wierność sobie i swoim ideałom to szansa, czy trudny obowiązek? Warto być wiernym swoim ideałom? Walczyć do końca, mając nadzieję, że coś można zmienić? Zgodnie z regułami gatunku, felieton powinien być niedługi, lekki w formie, dowcipny i prezentować osobiste zapatrywania autora na jakiś – w miarę aktualny – temat. Nagromadzenie istotnych wydarzeń z ostatnich tygodni daje tematów co niemiara. Zamiast jednak pisać o każdym, szukałam wspólnego mianownika dla wszystkich. Nie potrafiłam od razu go zdefiniować, ale wiedziałam, że jest. Znalazłam go i uformowałam w pytania, które postawiłam na wstępie. W konsekwencji będzie bardzo osobiście, nie wiem jedynie, czy dowcipnie, biorąc pod uwagę to, o czym piszę.

Nasz osobisty system wartości i życie zgodne z kierunkiem wyznaczonym przez wewnętrzny kompas moralny decydują o tym, jakimi ludźmi jesteśmy i jaką rolę odgrywamy w społeczeństwie. Wierność zasadom to sprawa wyjątkowo ważna. Dzięki temu możemy żyć w zgodzie z samym sobą. Albo jesteśmy prawi i moralni, albo nie jesteśmy. Nie da się być trochę w ciąży, dla mnie to proste i oczywiste. Obawiam się jednak, że dziś to postawa niemodna, passé. zdecydowanie za mało cool. Dominuje wszechobecny relatywizm. Zastanawiam się, dlaczego ludzie nie biorą życia wprost? Dlaczego nie mówią sobie prawdy? W imię czego nakładają maski i ukrywają swoje ja, tłamsząc je poprawnościowymi oczekiwaniami otoczenia? Czy dlatego, że boją się, co pomyślą inni? Boją się konsekwencji? Boją się, że coś pójdzie nie po ich myśli? Inni i tak zobaczą i usłyszą to, co będą chcieli zobaczyć i usłyszeć. Czasami trzeba stanąć po właściwej stronie, nawet jeśli po tej stronie będziemy sami. Nie zmieniajmy się pod cudze dyktando. Szanujmy się sami, aby inni nas szanowali.

Pozostać wiernym!... Niezmiennie iść, omijając przeszkody, nie tracąc nadziei. Pięknie brzmią te słowa, prawda? Łatwo mówić, trudniej zrobić – ale nie jest to niemożliwe. Wielu z pewnością zadaje sobie pytanie: cóż mi przyjdzie z tego, że nie poddam się światu? Będę sławny, podziwiany, kochany? Może tak, a może przeciwnie. Ale nie o to chodzi. Nasze życie jest tylko chwilą w historii świata, jedynym takim momentem, by spełnić swoje marzenia, doprowadzić misję do końca, zapisać się dobrze w pamięci choć jednego człowieka. Zostać anonimowym bohaterem. Może świat nigdy nie dowie się, co zrobiłeś, ale ty będziesz wiedział. Czasami mam wrażenie, że jestem jakby nie z tego świata, bo trwam przy swoich wartościach. Wartościach, które dziś dla wielu wydają się absurdalne. A ja pozostaję sobą i wiem, że jestem normalna. Nie przepadam za futbolem, ale sięgnę do piłkarskiego przykładu. Polska drużyna piłkarska z lat 70. była potęgą. W ciągu 6 lat zdobyła złoto i srebro olimpijskie oraz zajęła 3. miejsce na MŚ w Niemczech. Kapitanem drużyny był Kazimierz Deyna. Znakomity piłkarz, jeden z najlepszych rozgrywających w historii. Deyna od dziecka grał w drużynie warszawskiej Legii, a to był wtedy bardzo nielubiany klub. I zdarzyła się taka sytuacja: Polacy grali mecz z Portugalią, decydujący o awansie do finałów MŚ w Argentynie. Na Stadionie Śląskim w Chorzowie było sto tysięcy ludzi. Niechęć do Deyny była tak wielka, że ile razy był przy piłce, tyle razy kibice przeraźliwie gwizdali. Zbliżał się koniec meczu. Rzut rożny dla Polski. Do piłki podchodzi Deyna i zdobywa gola bezpośrednim strzałem z rogu. Polscy zawodnicy szaleją z radości, reprezentacja awansuje do turnieju, a sto tysięcy ludzi... gwiżdże. Słyszałam kiedyś, jak mój mąż opowiadał tę historię synowi, kiedy ten przechodził trudny okres w gimnazjum. Dlaczego przywołuję ten przykład? Po to, żebyśmy pamiętali, że zawsze, bez względu na okoliczności, należy robić to, co umiemy, najlepiej. I zawsze zgodnie ze swoimi zasadami i wartościami. Choćby cały stadion gwizdał... Taką postawą można dać świadectwo, dodać odwagi, przywrócić nadzieję. Warto być wiernym swoim ideałom, to one oświetlają drogę w ciemnościach. To one nas prowadzą. I mimo że czasem przypomina to spacer po krawędzi wulkanu – warto. Ludzie nie rozumieją tych, którzy mają odwagę sprzeciwiać się innym, nie ulegają presji tłumu, nie płyną z prądem. Najpierw śmieją się i szydzą, potem – ci mądrzy – nabierają szacunku. Głupimi nie warto się przejmować.

Czytaj cały magazyn Lady's Club nr 3 (60) 2019