Agencja Pracy Twórczej
„NoomeR"

Teodor Szacki cz.1 - Uwikłanie

GRZECH. Zastanawiam się, czy to było „uwikłanie” czy może raczej „dotknięcie”. Nie wiem jeszcze na pewno, co zrobiło na mnie większe wrażenie w trakcie lektury. Bo, że jestem pod dużym wrażeniem tej książki – to rzecz pewna. Wszystko mi odpowiadało, przeczytałem „jednym tchem” a jeszcze kilka niuansów i kontekst, w jakim dosyć nieoczekiwanie ta książka mi się objawiła, przydały czytaniu dodatkowych smaczków.

Zacznę od podobieństw z głównym bohaterem. Nie chodzi niestety o niemalże zwierzęcy magnetyzm i fizyczną atrakcyjność warszawskiego prokuratora – a szkoda, ale i tak troszkę się nazbierało. A to kierunek studiów, a to trzydzieste szóste urodziny w 2005 roku, a to zadziwiająco zbieżne z moimi poglądy, w które autor ubrał Teodora Szackiego, a do których jeszcze pozwolę sobie wrócić. Wszystko to niezmiernie przyjemnie łechce moje ego i sprawia, że odczuwam znaczną wspólnotę losów z bohaterem Uwikłania. Czyżby klasyczne syndromy kryzysu wieku średniego?

Rzecz druga – znacznie pewnie ciekawsza dla potencjalnych czytelników tego tekstu – to kontekst, w jaki wpisało mi się „Uwikłanie”, w jaki „uwikłał mnie” Zygmunt Miłoszewski. Złożyło się tak, że pewnego wieczoru obejrzałem film pod tytułem Kret w reżyserii Rafaela Lewandowskiego z Borysem Szycem w roli głównej, a dzień później Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł Antoniego Krauze. A potem wziąłem do ręki tę książkę. Te dwa – obejrzane wcześniej - filmy stworzyły właśnie ów specyficzny kontekst.

I choć ani uwikłanie nie jest od początku tak oczywiste, ani dotknięcie tak niespodziewane, to ten brak oczywistości odnosi się do akcji powieści, zaś brak niespodzianki do oglądu całości spraw w szerszym omawianym kontekście uzupełnionym przez wymienione filmy. To coś, co poczułem czytając Uwikłanie było jak lodowate, przerażające tchnienie z samego dna piekła z czasów, w które przenosi nas Czarny czwartek.

Grudzień, dwadzieścia lat przed upadkiem PRL. To wtedy – moim zdaniem - rozpoczął się początek końca tamtego ustroju. Bezsensowna rozgrywka na szczytach komunistycznej władzy, stała się przyczyną okrutnej i krwawej rozprawy z trójmiejskimi robotnikami, protestującymi przeciw podwyżkom. Ten bunt jeszcze udało się zdławić, dwa kolejne również, ale to właśnie z tego czasu wywodzą się korzenie wszystkich „Bolków”, „Kretów”, „Olinów”. Służby Bezpieczeństwa PRL toczyły swoją wielką grę ze społeczeństwem. W tej grze nie można było z nimi wygrać a mimo to wciąż ktoś próbował i często płacił za to wysoką, bardzo wysoką cenę.

Blisko dwadzieścia lat po upadku PRL - mniej więcej w tym samym czasie - toczy się akcja Kreta i Uwikłania i w obu przypadkach zaskakująca jest ponadczasowa moc piętna odciskanego przez tamte - minione już zdawałoby się - czasy na życiu współczesnych bohaterów.

Cytując jednego z bohaterów powieści: PRL (…) była zbrodniczym systemem opartym na represjonowaniu i gnębieniu obywateli przy pomocy wszelkich środków, gdzie najwięcej do powiedzenia miał, jakkolwiek by to patetycznie zabrzmiało, aparat terroru, czyli wszechobecne, inwigilujące niemal wszystkich i w każdej chwili gotowe zareagować służby.

Jak się okazało można było obalić system, można było rozwalić cały blok sowiecki i samo ZSRR, ale to nie oznaczało jeszcze pogrzebania wszystkich upiorów przeszłości. Członkowie dawnych peerelowskich służb, zabezpieczyli się na przyszłość chowając niejednego trupa w szafie.

Prokurator Szacki zmierzyć miał się z banalną z pozoru, dosyć standardową sprawą. Ograniczony krąg podejrzanych, znane narzędzie, miejsce i czas popełnienia zbrodni. W zasadzie wystarczyło odkryć motyw. Całkiem niespodziewanie dla Szackiego, poszukiwania motywu zabójstwa doprowadziły go do konfrontacji z ludźmi bez skrupułów, zdecydowanymi za wszelką cenę strzec tajemnic niewyjaśnionej zbrodni sprzed lat.

Bohater filmu Lewandowskiego podjął rękawicę, ale on miał przeciw sobie tylko jednego przeciwnika. Czy Teodor Szacki rozpocznie tę grę? Czy może ją rozpocząć? Czy ma jakiekolwiek szanse? Odpowiedzi w książce, ale nie zazdroszczę mu wyborów, przed którymi go postawiono.

A i jeszcze ta wspólnota poglądów, o której wspominałem na wstępie. W dwóch kwestiach zgodność jest stuprocentowa. Pierwsza, to – niezwykle obrazowo i dosadnie opisane - odczucia towarzyszące Szackiemu w związku z wizytą w centrum handlowym. Nie pomylę się chyba wiele twierdząc, że podobne myśli towarzyszą znacząco większej części męskiej populacji. Przez te dwie strony czułem się jakbym był w skórze bohatera. Druga kwestia, dotyczy przekonania o gwałtownej dewaluacji informacji. Jesteśmy bombardowani z wielu stron, wielką liczbą wiadomości, newsów, serwisów, reklam, analiz i czego tam jeszcze. Każda z nich ważniejsza od poprzedniej, każda z nich ostrzejsza, bardziej głośna i natarczywa. Każda z nich chce przebić się do naszej świadomości i zagościć tam na dłużej i stać się bodźcem, przyczynkiem do jakiejś reakcji, a tymczasem.... Przypadło mi w udziale podobne doświadczenie jak Teodorowi Szackiemu. Mniejsza już o to, z jakiej przyczyny, ale kilka miesięcy temu wyłączyłem się z bieżących informacji i zacząłem przeglądać prasę codzienną z około dwutygodniowym poślizgiem. I cóż się okazało? Nic nie straciłem. Zdecydowaną większość informacji, nawet osiemdziesiąt procent, mogłem sobie darować. Przetrwały i pozostały w mojej świadomości tylko te, rzeczywiście dla mnie ważne, rzeczywiście wnoszące coś do mojego życia i oglądu świata. I to było dobre doświadczenie.

Że mało o samej książce, o jej treści? Książka broni się sama, a czytelnicze konteksty nadadzą jej indywidualnych kolorów i półcieni. Świetnie się to czyta.

Zygmunt Miłoszewski, Uwikłanie, Wydawnictwo W.A.B, 2007, liczba stron 328