Agencja Pracy Twórczej
„NoomeR"

Wszechświat jako nadmiar - Marek Oramus

Organizowaliście kiedyś imprezę? Nie raucik, nie garden party, nie koktajl czy też herbatkę dla ciotki Gryzeldy ale prawdziwą imprezę. Taką na której pojawić mogą się setki, tysiące osób i na dodatek nie wiemy kto przyjdzie, z kim, w jakim stanie i z jakim zamiarem? Ile rzeczy trzeba zgrać ze sobą, ile ustaleń poczynić, nad iloma rzeczami i ludźmi zapanować. Jest wyzwanie – prawda? A gdyby założyć, że życie na Ziemi to taka specyficzna, trwająca już czas jakiś impreza? Ktoś, coś, jakaś siła musiała zadbać o to, żeby do tej „imprezy” doszło a potem by było bezpiecznie. Jaka to siła? Skąd się wzięła? Skąd wzięliśmy się my – ludzie i jaka jest nasza rola we wszechświecie?

Z jednej strony przebija się pogląd, że kosmos istnieje sam dla siebie, nie zważając na mrowisko ludzkie, które wysyła ku niemu swe tęskne westchnienia. Z drugiej wiemy, że z powodu skrajnie niekorzystnych warunków bytowania w kosmosie nie ma -poza Ziemią – miejsca dla człowieka, ba najprawdopodobniej jesteśmy w tym bezmiarze sami. Czyżby więc ten cały Wszechświat, tak ogromny nadmiar masy, energii i czasu, pracował na to aby w jednym miejscu wytworzyć cywilizację rozumną?

Taką tezę stawia Marek Oramus pisarz, dziennikarz, krytyk pasjonat i popularyzator nauki, dzięki wykształceniu i rozległej wiedzy pewnie prowadzący nas przez gąszcz teorii, twierdzeń, hipotez, o których większość z ludzi nie ma pojęcia, choć łatwo można się było z nimi zetknąć. Wystarczyło – w szkole - przyłożyć się do lekcji fizyki, biologii, geografii, matematyki itp. Możemy – w części - nadrobić te zaległości sięgając po znakomitą pozycję przygotowaną, na okoliczność przypadającej w 2019 roku 50 rocznicy lądowania na Księżycu. 

Kulisy tego spektakularnego wydarzenia stanowią punkt wyjścia do fascynującej opowieści a właściwie całej serii opowieści o człowieku i Wszechświecie. Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że wśród większości widzów z zapartym tchem śledzących przed półwiekiem telewizyjną relację ze Srebrnego Globu zapanowała euforia. Słynne zdanie To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości (Neil Armstrong, 21 lipca 1969) zdawało się otwarciem nowego etapu w dziejach Ziemi.. Właśnie, zdawało się... Tym większe rozczarowanie, ze po upływie półwiecza wciąż jesteśmy w tym samym miejscu. Załogowe programy kosmiczne w zasadzie skasowano uznając je za zbytkowne fanaberie a cud lądowania na Księżycu spłynął po ludzkości, jak woda po kaczce

Podboje kosmiczne Ziemian są raczej skromne. Podróże międzyplanetarne (o międzygalaktycznych nie wspominając) pozostają domeną twórców SF a parafrazując Roberta Godwina wydaje się całkiem prawdopodobne, że ślady kosmonautów z Apolla będą jedynym dowodem świetności, jaki ludzkość pozostawiła na Księżycu. Dlaczego, tak się stało?

Jedną z możliwych przyczyn, na które wskazuje Oramus jest upadek mitu o romantyzmie kosmicznych wypraw. Znane nam technologie nie oferują nic innego poza monotonią wieloletnich podróży bez najmniejszej gwarancji jakiegokolwiek sukcesu. Inną może być – paradoksalny w laicyzujących się społeczeństwach - odwrót od racjonalizmu, widoczny nie tylko w popkulturze (J.K. Rowling czy George R.R. Martin zamiast Lema czy Philipa K. Dicka) ale i w takich rzeczach jak niechęć do nauk ścisłych czy zdawania matury z matematyki - to już przykład z naszego podwórka.

W jaki zatem sposób docierać do ludzi z wiedzą o paradoksie Fermiego czy bozonie Higgsa? Jak mówić o kolapsie grawitacyjnym, koniunkcji planet czy Pasach Van Allena. Jak w przystępny sposób objaśnić czym jest oumuama albo terreformowanie? Jak promować niełatwą wiedzę w społeczeństwie, które skoncentrowane jest w zasadzie wyłącznie na zabawie i konsumpcji bez umiaru? Może właśnie tak, jak robi to Marek Oramus!

Wróćmy do wzmiankowanej we wstępie "imprezki" w klubie znanym jako Błękitna Planeta i sięgnijmy po bardziej znane symbole jak Jowisz i Saturn. Większość z nas kojarzy te postaci jako czołowe bóstwa z mitologii starożytnych Rzymian. Niektórzy – bardziej zaawansowani wiekiem – mogą przywoływać w pamięci odbiorniki TV z czasów PRL, a jeszcze inni skojarzą te nazwy z planetami wchodzącymi w skład Układu Słonecznego. Saturn i jego pierścienie to chyba jedna z najbardziej znanych i charakterystycznych planet w tym układzie. Wiedza o Jowiszu jest znacznie bardziej uboga, a tymczasem – okazuje się, że to para kosmicznych wykidajłów, którym w dużej mierze zawdzięczamy fakt, że życie, które powstało na Ziemi z grubsza 4 mld lat przetrwało do dzisiaj. Wiedzieliście? Nawet jeśli tak, koniecznie trzeba sprawdzić w jaki sposób tę historię opisał Marek Oramus.

Marek Oramus, Wszechświat jako nadmiar, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2019 s.448