Agencja Pracy Twórczej
„NoomeR"

Szatan z VII klasy

Kochajcie Cherezińską do jasnej cholery! Tak parafrazując Gałczyńskiego woła Ferula recenzując na stronach LC znakomity „Legion”. A ja parafrazując parafrazę zawołam: „Czytajcie Makuszyńskiego do kroćset!” Albo: „…do diaska!” Albo też „… do pioruna!” Bez względu na to do czego bym się odwoływał, czytajcie Makuszyńskiego, bo niezmiernie rzadko natknąć się teraz można na tego typu mądrą literaturę napisaną piękną polszczyzną. Czytajcie – przede wszystkim – młodzi, czytajcie, mimo że czasem to lektura szkolna, albo wręcz korzystajcie z okazji, bo macie szansę przeczytać coś wyjątkowego.

Ktoś mógłby powiedzieć, że nadużywam dużych słów w odniesieniu do autora tworzącego bajki i błahe historyjki dla dzieci i młodzieży. Ale zanim ktoś tak powie, nich spróbuje przykuć uwagę młodego człowieka jakąkolwiek opowieścią. Niech spróbuje sprawić, aby w dobie filmów 3D, szerokopasmowego internetu i wszechobecnych smartfonów, przykuć uwagę małolata na tyle aby słuchał z rozdziawionym dziobem albo (jeśli starszy nieco) czytał z wypiekami na twarzy i zabierał książkę ze sobą do… (nooo, tam gdzie Król piechotą chodzi).

Makuszyński jest mistrzem świata w takim przykuwaniu uwagi, tylko trzeba dać mu szansę. Może siłą, może podstępem, może perswazją a może przykładem? Minęło … dużo, naprawdę dużo lat od czasów kiedy pochłaniałem pasjami przygody Małpki Fiki Miki, czy Koziołka Matołka i niewiele mniej od czasów mojej przygody z bohaterami „Szatana z 7 klasy”, „Panny z mokrą głową” czy „Awantury o Basię”, „ O dwóch takich…” nie wspominając. I właśnie teraz, po wielu latach, mocno wyrośnięty ale wciąż jeszcze dzieciak, korzystając z niezbywalnych praw przysługujących mu jako mojej latorośli, namówił mnie abym przeczytał mu jeden rozdział lektury szkolnej. Ot tak, dla odmiany, bo „oczy go rozbolały (biedactwo) a tak się wciągnął, że chciałby przed snem jeszcze trochę o przygodach Adasia Cisowskiego usłyszeć”. Mniejsza już o grubość nici, którymi owo bezczelne kłamstwo zostało uszyte. Zwabić się dałem, wziąłem „Szatana…” w ręce, zacząłem czytać i wsiąkłem…

Chyba jest coś na rzeczy w twierdzeniu, że nawet jeśli kolejny raz czytamy po latach tę samą książkę, to nie jest to już taka sama książka, bo my jesteśmy już inni. Niektóre książki trzeba by wręcz przeczytać co najmniej dwa razy w życiu aby w pełni uchwycić wszystkie niuanse opowieści, którą dzieli się z nami autor. Jeden z moich ulubionych cytatów z „Uwikłania” Miłoszewskiego brzmi następująco: „Fajnie było przeczytać <> w ogólniaku, ale skręca mnie z zawiści na myśl, że są dorośli, którzy mają to dopiero przed sobą”.

Tylko, że teraz to ja jestem w tej wygranej sytuacji i myślę sobie: a skręcajcie się z zazdrości dorośli, którzy nie przeczytaliście „Szatana…” ponownie już po wejściu dorosłe życie. Albo ujmę to inaczej. Nie skręcajcie się z zazdrości, tylko czytajcie ponownie. Czytajcie i odkrywajcie przepiękny, bogaty i urozmaicony język powieści. Czytajcie i śmiejcie się, natykając się co i rusz na skrzące humorem błyskotliwe dialogi i przemyślenia bohaterów. Czytajcie i dajcie się ogarnąć melancholii i smuteczkom pojawiającym się w miarę czytania i w miarę tego jak zaczynacie sobie zdawać sprawę, że tamten przepięknie odmalowany przez Makuszyńskiego świat Wileńszczyzny odszedł bezpowrotnie. Dzieciaki czytające „Szatana…” w podstawówce, jako lekturę, nie są jeszcze świadome w takim stopniu jak my dorośli jesteśmy świadomi - albo przynajmniej powinniśmy być – hekatomby II wojny światowej. Tragedii jaka stała się udziałem tych wspaniałych pokoleń, które odzyskały dla Polski niepodległość po latach rozbiorów i tego pokolenia, które już urodzone w wolnej Polsce, już wkrótce w jej obronie miało ponieść ofiarę najwyższą, „jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec”.

A już z odniesień do Słowackiego, Mickiewicza, historii naszej polskiej i europejskiego dziedzictwa kulturalnego można by skomponować całkiem bogate przypisy. Jest ich w tej opowieści mnóstwo. Czytajcie aby je odnaleźć, zidentyfikować, poznać lub ucieszyć się z prawidłowego samodzielnego rozpoznania tych motywów i odniesień. Czytajcież - do kroćset – Makuszyńskiego!!!

I nie potrzeba narażać się na konfrontację z twórczością Dana Browna, żeby młody człowiek zaczął pytać kto to był Dante Alighieri. Wystarczy Makuszyński.